7.05.2015

Rozdział 17.

Kiedy auto zatrzymało się przed wieżowcem, w którym mieszkam, w głębi duszy dziękowałam Bogu, że ta nieprzyjemna cisza się zakończyła. Odpięłam pospiesznie pas i otworzyłam drzwi, nie czekając na jakiekolwiek słowa w moim kierunku. Bo skoro Justin nie odzywał się całą drogę, dlaczego miał to zrobić teraz?
-Dobranoc, Justin.- skinęłam profesjonalnie głową, jakbym właśnie żegnała się z klientem. W odpowiedzi dostałam tylko spojrzenie, co już było dostatecznym gestem od Biebera. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, westchnęłam ciężko i skierowałam się do środka, witając kolejno pracujących tutaj ludzi. To nie jest normalne, że jedna ze sław wykupiła apartament w jednym z hoteli. Stąd na parterze znajduje się recepcja, portier, bagażowy czy parkingowy.
Będąc w windzie zadzwoniłam do mamy. Dawno z nią nie rozmawiałam, a chciałam najzwyczajniej usłyszeć jej głos.
-Kochanie, to skoro dziś byłaś u Bieberów, to może zaproś teraz Justina do nas, co?- sugeruje kobieta, a słysząc jej ton głosu wiem, że na pewno nie oczekuje ode mnie sprzeciwu. Serio, mamo? Serio? Akurat teraz, kiedy ja mam jakieś spięcie z szatynem? Oh, to matczyne wyczucie czasu.
-Zobaczę, co da się zrobić, ale nie obiecuję, że wpadnie.- podkreśliłam ostatnie wyrazy i pożegnałam się z mamą. Naprawdę mi ich brakuje, a na wieść, że jutro wszyscy będą w domu, nie mogłam odrzucić zaproszenia.
Weszłam do mieszkania, zapaliłam światło i poczułam tą uderzającą samotność. Jak długo potrwa jeszcze ten etap w moim życiu? Dlaczego wciąż natrafiam na nieodpowiednich mężczyzn i żyję, marząc o księciu z bajki? Przecież zdążyłam się już przekonać, że oni nie istnieją. To są po prostu bardzo ładne żaby. Zdjęłam szpilki, rzuciłam je w kąt pomieszczenia i boso skierowałam się do salonu. Postanowiłam zadzwonić do Justina, wiedząc, że na pewno nie śpi. Jest nocnym markiem, jak ja.
-Witam.- powiedziałam od razu pozytywnym tonem głosu, próbując rozluźnić sytuację. -Nie przeszkadzam?
-Ty?- usłyszałam zdziwienie i od razu uśmiechnęłam się triumfalnie. -Nigdy.- kryzys został zażegnany!
-To dobrze się składa, bo dzwoniłam do mamy i mamy na jutro zaproszenie do niej na obiad.- westchnęłam, wyciągając obolałe nogi na szklaną ławę. Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki panowała cisza, której nie potrafiłam rozgryźć.
-Słuchaj, Carla.. Ja.. Przepraszam cię za Jaxona.- wydukał ni stąd ni zowąd. Czemu dalej trapi go myśl o jego bracie?
-Justin, ej!- zawołałam radośnie. -Nic się nie dzieje! Jaxon jest młody, musi się wyszaleć! Sądził, że zyska w waszych oczach przystawiając się do mnie, ale nie spodziewał się odrzucenia. Cóż, jest słodki, ale nie kręcą mnie romanse z młodszymi.- zachichotałam, patrząc na palce u stóp i przygryzając wargę na samo wyobrażenie sobie jego miny w danej chwili. Po drugiej stronie usłyszałam głośne wypuszczenie powietrza, jakby wcześniej zestresowany je wstrzymywał.
-To dobrze.- rzucił krótko i mogę się założyć, że się uśmiechał. -O której mam być?
-O dwunastej.- żegnam się z facetem i odkładam telefon na stół, odchylając głowę w tył. Ruszyłam pod prysznic, a następnie w bieliźnie Calvina Kleina ułożyłam się na łóżku i w mgnieniu oka zasnęłam.

-Jezu ,Carla, pospiesz się!- usłyszałam lekko poirytowany głos Justina, kiedy wkładałam kolczyki.
-Uspokój się, mamy tam być na pierwszą, mamy czas.
-Korki też, więc..- westchnęłam ciężko, poprawiając swoje loki. Gotowe. Opuściłam łazienkę i chwyciłam torebkę, która leżała na łóżku. Przywitałam się z mężczyzną i w jego towarzystwie wyszłam z pokoju.
-Dziękuję, że jedziesz.- uśmiechnęłam się, lekko przytulając do jego ramienia. Zobaczyłam, że kącik jego ust również uniósł się lekko do góry. Drzwi się otworzyły, więc wyszliśmy przez frontowe drzwi, a parkingowy podbiegł do nas z parasolem. Była okropna pogoda. Wiał wiatr, a po szybach obijały się grube krople deszczu. Kiedy weszliśmy do limuzyny, przywitałam się z kierowcą i spojrzałam na Justina. Coś wewnątrz mnie postanowiło powspominać stare czasy. Jak to było, zanim wyjechałam na Ukrainę.
-Nie rób tego.- usłyszałam przygnębiony głos Justina. Uniosłam zaskoczona brew i spojrzałam w jego stronę. -Proszę.- jego oczy były ogromne. Dawno ich takich nie widziałam.
-Ale czego? Nie rozumiem...- wypchnęłam dolną wargę w jego kierunku i zaśmiałam się.
-Nieważne.- burknął i odwrócił głowę w przeciwną stronę. Jak dziecko!
Punktualnie o pierwszej wjechaliśmy na podjazd domku, który ani trochę się nie zmienił. Może doszło trochę więcej kwiatów, które najzwyczajniej zakwitły na lato. W progu zawitał ojciec z Martinem. Oh, kochany braciszek. Kiedy zobaczył podjeżdżające auto, zaczął klaskać w ręce i skakać w miejscu, nie mogąc się doczekać, kiedy mnie zobaczy. Samochód się zatrzymał, a ja pospiesznie wyszłam z auta i rozłożyłam szeroko ramiona, czekając, aż chłopczyk w nich zawita. Po upływie paru sekund był już obok i mocno obejmował moją szyję swoimi drobniutkimi ramionkami.
-Czeeść braciszku!- zawołałam ciepło, podnosząc go do góry. Kiedy u boku zawitał Justin, spojrzał na niego i również wyciągnął ręce w jego stronę. Oh, ten to się lubi przytulać. -Pamiętasz go?- spytałam, pokazując kciukiem na szatyna, który poprawił swoją szarą marynarkę i przybijał żółwia z Martinem.
-Tak, to twój chłopak.- poruszał brwiami rozbawiony, klaszcząc w rączki i patrząc dumnie na naszą reakcję.
-Nie.- pokiwałam rozbawiona głową. -Nie jesteśmy razem. Traktuj go jak brata, okej?- zaproponowałam, kiedy Justin również przytaknął głową. Wreszcie podeszliśmy do drzwi. Weszłam do środka i momentalnie zawitałam w ramionach taty.
-Moja duża, dzielna córeczka.- pogłaskał po głowie, całując w czoło. -Niech boża łaska spłynie na waszą dwójkę, kochani.- uczynił znak krzyża przy naszych głowach i pozwolił wejść dalej. Oh, to po prostu zwyczaj mojego taty- pastora, który niedawno wrócił z coniedzielnej mszy. Z kuchni dobiegały głośne trzaskanie pokrywek od garnków, krzyki mamy oraz przepyszne zapachy rozprzestrzeniające się po całym domu.
-Ania! Goście przyjechali.- zawołał tata, a my skierowaliśmy się do salonu, zasypywani pytaniami od małego łobuza.
-Mam coś dla ciebie.- odezwał się Justin, chwytając rączkę małego i wyprowadzając go z domu. Wtedy miałam chwilę czasu, aby porozmawiać z tatą, który widocznie był uraczony naszą dwójką i mogę sobie dać rękę uciąć, że co wieczór modli się o nasze cudowne połączenie.
-I jak tam, kochanie?- pyta, siadając na swoim skórzanym, starym fotelu. Wreszcie z kuchni wyszłam mama, więc zdążyłam się z nią przywitać. Moje policzka oficjalnie zostały wycałowane za wszystkie czasy. Kobieta usiadła na kanapie, a ja w drugim wolnym fotelu. Spojrzałam to na mamę, to na tatę i uśmiechnęłam się słabo.
-Wiemy o zerwaniu zaręczyn i o tym, co się stało w biurze.- zaczęła niepewnie mama, obserwując reakcję ojca. -Naprawdę nam przykro. Sądziliśmy, że Christian to porzą..
-Tak, jest porządny, ale widocznie nie jesteśmy sobie pisani, a ja po prostu już uwolniłam się od uczucia, jakim go darzyłam.- przerwałam jej, delikatnie się uśmiechając. Wiem, że bardzo polubili Grey'a, bo był naprawdę wspaniały, ale co ja mogę poradzić, kiedy i ja i on mieliśmy najwyraźniej wątpliwości co do przyszłości? Teraz wiem, że prawdą jest, iż na kłamstwie związku się nie zbuduje. Jak nie to kłamstwo go rozwali, to osoba druga.
-MAMO!- usłyszałam pisk, kiedy Martin wbiegł do domu, trzymając zapakowane pudełko. Uniosłam brew, zaskoczona tym gestem. -PATRZ, CO DOSTAŁEM OD JUSTINA!- wydukał zachwycony, klękając na dywanie i rozrywając kolorowy papier na prezenty. Jego oczom ukazała się konsola xbox 360. Malec zaczął piszczeć i rzucił się Bieberowi na szyję, dziękując z całego serca za grę.
-Oh, nie ma sprawy! Nie musisz mi tak dziękować.- powiedział, znów biorąc go na ręce. Justin z dzieckiem? Widok, na który mogę patrzeć dniami i nocami. Wyglądał naprawdę niesamowicie.
Po około godzinie usiedliśmy do stołu. Martina ciężko było odciągnąć od nowej zabawki, ale kiedy mama zagroziła  mu szlabanem wreszcie przyszedł do stołu i znów z ogromnym uśmiechem na twarzy siedział wśród nas. Kto by pomyślał, że ten jakże radosny chłopiec mógł mieć ciężkie dzieciństwo? Pewnie wiele nie pamięta...
-Dalej pracujesz w Bonnie?- pyta mama, kiedy nalewa sobie wody do szklanki. Justin grzecznie przytakuje.
-Firma świetnie sobie radzi. Mam dobrych pracowników, którzy solidnie wypełniają swoje obowiązki. Czego może chcieć więcej młody biznesmen?
-Żony? Dzieci?- wtrącił się tata, przeżuwając mięso. Zaczęłam się krztusić, a Bieber od razu zaczął klepać mnie w plecy.
-Nic na siłę.- teraz odezwała się mama. -Ile ty masz lat?- skierowała swoje spojrzenie na szatyna.
-27.- odpowiedział grzecznie i nawiązał kontakt wzrokowy z mamą.
-Ho! Chłopie! Już nie jesteś taki młody, jakbym mógł sądzić.- bąknął tata i wbił nóż w mięso. Martin z zainteresowaniem przyglądał się każdemu co chwilę żując mięso.
-Zdaję sobie z tego sprawę, ale miłości się nie goni, ani nie szuka. Ona sama przyjdzie.- powiedział, rzucając mi krótkie spojrzenie, jakby coś chciał mi przez nie powiedzieć. Przecież... Ostatnio mi mówił, że tamten rozdział już dawno zamknęliśmy.
Moje policzki oblały się czerwienią, więc spuściłam wzrok w dół, próbując uniknąć zaciekawionych tęczówek rodziny.
-Dziękuję!- rzucił Martin, zostawiając pusty talerz na stole. Wytarł twarz i ręce w ręcznik, a następnie pobiegł do salonu, aby kontynuować grę.

Około 9 wieczorem zaczęliśmy się zbierać. Każdy z nas idzie jutro do pracy, dlatego nie należy przesiadywać do późna. Żegnałam się z mamą i z tatą. Obiecałam, że zabiorę niedługo Martina na parę dni do siebie, aby mogli trochę odpocząć. Oczywiście zaprzeczali, mówiąc, że nie sprawia im większego kłopotu, ale wiem, jakie są teraz dzieci. Nie ma takich, które nie sprawują problemów, jak uważa tata. On zaś postanowił gdzieś jeszcze zabrać Justina. Poszli za dom, zostawiając mnie samą z mamą i bratem.
-Mały urwisie! Niedługo będziesz miał siedem lat!- zawołałam, lekko łaskocąc go w żebra. Chłopiec zaczął się wyginać i śmiać, przytakując. -Może zrobimy ci przyjęcie? U mnie?- zasugerowałam, na co nie usłyszałam sprzeciwu.
-Carla.. To naprawdę będzie dużo kosztować.- powiedziała zmartwiona mama, patrząc na mnie, jak na osobę niepoważną.
-Mamuś, spokojnie. Dobrze wiesz, że pieniądze teraz nie grają roli.- przytuliłam ją znowu, kiedy kątem oka dostrzegłam, że mężczyźni do nas wracają.
-Uważaj na siebie, proszę.- powiedziała, trzymając rękę na moim karku. Pocałowałam ją w policzek, a ona splatając palce ze sobą przystawiła ją do złączenia płuc. Patrzyła na mnie z miłością i wdzięcznością. Kocham tą kobietę.
-Masz, oddaję ci twojego towarzysza!- zawołał tata, klepiąc Justina w ramię. Wymienili się uściskiem dłoni, a z mamą pocałunkiem w policzek. Jeszcze raz przytulił Martina, a on podziękował mu za grę. Ja w tym czasie podeszłam do taty i poczułam, że miłość, jaką od nich odczuwałam w tej chwili, była tak intensywna, że poczułam się źle z powodu powrotu do Nowego Jorku. Było mi tu tak dobrze...
-Ej, słońce.- szepnął tata, ocierając opuszkiem palca spływające łzy. -Nie płacz.
-Ale tak bardzo za wami tęsknię.- i nagle poczułam, że wszyscy zaczynamy się przytulać. To jeden z naszych "MacCartney'owskich uścisków". Kiedy jeden z członków tak robi, wszyscy wokół go obchodzą i mocno przytulają, dając zastrzyk pozytywnej energii. Poczułam w talii objęcie i wiedziałam, że coś jest nie tak. Uniosłam zaszklone oczy na tatę, a ten tylko posłał mi ciepły uśmiech. Uświadomiłam sobie, że właśnie przytulał mnie Justin i nic więcej mi nie brakowało.

Siedzieliśmy w aucie i czułam, że pod powiekami jeszcze zostało wiele łez. Dostałam SMS'a od taty, gdzie napisał, że powinnam poważnie porozmawiać z Justinem, bo u niego wcale nie jest tak źle, jak wydaje się być. Wiadomo jednak, że nie rozpocznę poważnego tematu teraz, kiedy już stoimy w korkach na Queen's.
Pożegnałam się z Justinem, dziękując mu za cudowny wieczór i ruszyłam w stronę parkingu, ponieważ nie wyjęłam z auta dokumentów, które musiałam uzupełnić na jutro. Otworzyłam bagażnik i wyjęłam torbę z wszystkimi papierami, kiedy poczułam, że ktoś przystawił mi jakąś chustkę nasączoną jakimś trunkiem, po którym od razu zasnęłam...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Bardzo niepokoi mnie to, w jakim tempie dodajcie komentarze :( To tak, jakby Was już nie interesowało to, co się dzieje na tym blogu. Ah.. Straszne uczucie.
Macie jakieś propozycje, kto to mógł być?
Mam nadzieję, że maturzyści dali radę na egzaminach i że będzie matura zdana na 100%! Życzę Wam tego z całego serduszka ♥
KOLEJNA SPRAWA!!! Mam dla Was zwiastun bloga, który w sumie nie wiem, kiedy będzie mieć premierę. Obiecuję tylko, że niebawem! ♥ A teraz niżej łapcie link do blogspot i zwiastunu! 
15 KOMENTARZY=ROZDZIAŁ 18. 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.

Nie zapominajcie o WATTPAD! Możecie też tam czytać moje opowiadania!

A teraz link do bloga *KLIK*
i zwiastun:

12 komentarzy:

  1. Przepraszam, nie mam czasu na dłuższy komentarza, ale świetny rozdział. Kurcze wolę nie ryzykować, ale chyba się domyślam kto to ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świeeeeeetne! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest dobry :3 też się chyba domyślam :3
    a co do nowego opowiadania, to zwiastun jest cudowny, blog już dodaję do obserwowanych <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo w koncu rozdział *_*
    Domyslam się kto to ale nie będę nic paplać XD

    OdpowiedzUsuń
  6. powiem jedno: genialny rozdział <3
    już czekam na kolejny ^^
    i jak to brat Justina to go uduszę!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział zresztą jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Superr, meegaa, zarąbisty rozdział!!! <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyzby był to Jaxson a może Grey. Ale prędzej będzie to Jaxson :D
    Świetny rozdział ;)
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  10. O mój boze .. /@Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  11. Boze. Kto to O.O

    OdpowiedzUsuń