22.04.2015

Rozdział 16.

15 komentarzy:
To, co wydarzyło się przez ostatnie dni naprawdę mnie przygnębiło. Chciałam mieć za sobą ten trudny okres i rozpocząć spokojne, normalne życie. Ciężko mi było to zacząć, ale przy wsparciu ze strony Justina przychodziło mi to znacznie łatwiej. Już po niespełna dwóch tygodniach wszystko było poukładane. Choć może wydawać się to dziwne, to naprawdę - między mną, a Christianem jest wszystko w porządku. Mijamy się, zamienimy parę słów i na tym się kończy. Męczyły mnie tylko kolejne tłumy paparazzi przed wieżowcem, w którym mieszkałam. Masa pytań na temat mojego związku nie rozstawała się ze mną na krok. Ciągle słyszałam: "Dlaczego nie jesteście razem? Byliście stworzoną parą, a teraz?" A teraz Carla przejrzała na oczy i wie, co powinna robić, a co nie.
-Gotowa?- spytał Justin, otwierając drzwi do mieszkania. Spojrzałam w jego kierunku i słabo się uśmiechnęłam. Nie miałam ochoty wychodzić stąd na krok. Wiedziałam, że kiedy opuszczę te cztery ściany, zaraz za mną pobiegnie tabun ludzi, którzy będą pytać o związek z Greyem. Było, minęło. Czas się z tym pogodzić i nie rozdrapywać tematu przez kolejne dwa tygodnie, miesiące, czy może i lata.
-Tsa.. Naprawdę musimy iść?
-Absolutnie tak. Ojciec już wszystko przygotował.- pogroził palcem, patrząc na mnie z zaciśniętymi brwiami. -A po drugie obiecałaś. Wiesz, jak poczuje się tata, kiedy jednak nie przyjedziesz. Bardzo cię pol..
-Wiem.- przerwałam, przygryzając wnętrze policzka. Niejednokrotnie Jeremy powtarzał, że wspaniale by było, gdybym była w ich rodzinie. Potrzebują tam kogoś takiego jak ja- kogoś, kto wniesie tyle zamieszania i szaleństwa. Cieszyłam się za każdym razem, kiedy o tym mówił, ale naprawdę nie chciałam, aby ciągle o tym rozmawiali. -Chodźmy.- westchnęłam i wzięłam od niego płaszcz, który już przytrzymywał, abym go ubrała. Z naklejonym uśmiechem na twarzy weszłam do windy i chwilę potem już przepychaliśmy się przez tabun ludzi. Robili pełno zdjęć, a w tle słyszałam mnóstwo pytań o Justina. "Wróciliście do siebie?", "Idziecie na randkę?", "Przebaczyłaś mu?". Matko! Przecież każdy z nas ma swoje życie. Dlaczego nie zajmą się swoim? Ah, no tak. TO ICH PRACA. Niszczenie komuś życia.
Wsiedliśmy do mercedesa, a tam przywitał nas uśmiechnięty od ucha do ucha kierowca.
-Hm.. Niech zgadnę. Nowy pracownik?- spytałam, wskazując ruchem głowy na mężczyznę. Bieber tylko przytaknął grzecznie, zapinając pasy.
-Marco poznaj Carlę. Carla, to Marco.- przedstawił nas, a ja jedyne co, to wymieniłam się ze staruszkiem spojrzeniem. Chwilę potem odjechaliśmy spod Manhattanu i zaczęliśmy się kierować na przedmieścia Nowego Jorku. W tle leciała piosenka "Toxic", która bardzo przypominała mi o związku, w jakim byłam z Christianem. Tak, może i na początku nie wiedziałam, co do niego czuję, ale kiedy utwierdziłam się w przekonaniu, że go kocham, on zaczął to niszczyć. Co ja miałam zrobić? Sama też go zdradziłam, dlatego mój mózg sam wbił sobie, że nie warto wzajemnie się ranić. Jak nie ten, to inny... Jak to mawia moja mama.
-Tata wspominał, że ma przyjechać moje rodzeństwo. Siostrę zdążyłaś poznać, ale mój brat...- zamilkł na chwilę, próbując dobrze dobrać słowa. -... jest dość specyficznym człowiekiem, dlatego warto uważać na to, co się mówi.
-Dobrze.- posłałam mu ciepły uśmiech. -Zanotuję to.- dodałam już zabawniejszym tonem głosu i delikatnie klepnęłam go w udo. -Czym ty się tak stresujesz? Przecież to nie pierwszy raz, kiedy jadę do Twojej rodziny.
-Ale to pierwszy raz, kiedy spotkasz się z Jaxonem.- wysyczał, jakby się obawiał tego, co może się wydarzyć. Jeśli ma charakter taki, jak Justin, to spokojnie się z nim dogadam.
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Jeremy stał już na podjeździe, poprawiając swoją koszulę i spoglądając co chwilę za siebie, czy ktoś nie wyszedł mu potowarzyszyć. Kiedy zobaczył auto wjeżdżające na podjazd, na jego twarz od razu wstąpił uśmiech. Pospiesznie wyskoczyłam z auta i mocno przytuliłam mężczyznę. Wręczyłam mu elegancko zapakowane wino i znów uścisnęłam.
-Oh, Carla.. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę! Dawno cię u nas nie było.- powiedział, lustrując moją osobę od góry do dołu.
-Zgadza się. Mieliśmy pewien problem, ale po tej dłuższej przerwie jakoś się odnaleźliśmy i..
-Jesteście znowu razem?- przerwał podekscytowany, a w jego oczach zaczęły tańczyć iskierki radości.
-Niee...- rzuciłam delikatnie, czując jak robię się czerwona. -Jesteśmy przyjaciółmi.- dodałam, poprawiając beżową bluzeczkę. Jeremy już nic nie odpowiedział, tylko przywitał się z synem i zaprowadził nas do środka. Wnętrze domu wyglądało tak samo, jak ostatnio - elegancko i stonowanie. Zza rogu kuchni wyskoczyła Jazzym w fartuchu kucharki.
-O nie!- zawołała, kiedy dostrzegła nas. Zaraz z siebie zrzuciła zbędne ubranie i pognała nas przywitać. Trzymała mnie w ramionach przez dobre dziesięć minut. Mówiła tak szybko, że powoli nie nadążałam za tym, co wypływa z jej ust.
-Tak, Jazzym. Ciebie też miło widzieć.- rzuciłam na koniec, naprawdę rozbawiona sytuacją. Potem wszyscy wkroczyliśmy do salonu. Zerknęłam na Justina, który krążył zaniepokojony po salonie. Patrzył w stronę drzwi i okien, wyczekując niecierpliwie przyjścia ostatniej osoby. Jaxon.
-Za ile będzie?- wysyczał Justin, kiedy ojciec rozsiadł się w skórzanym fotelu. On jednak uśmiechnął się słabo, próbując jakkolwiek rozluźnić atmosferę i wzruszył jedynie ramionami. I nagle usłyszeliśmy głośny trzask drzwiami.
-Przyszedł.- rzuciła szatynka, poprawiając się na sofie. Wstrzymałam oddech, nie wiedząc, czego się spodziewać. Do pomieszczenia wszedł niedużo młodszy chłopak. Był uczesany podobnie, jak Justin, tylko miał blond włosy. Oczy były koloru zielonego, a strój całkowicie odbiegał od tego, jak wyglądali pozostali.
-Witaj rodzinko!- zawołał ironicznie, klapiąc pupą na miejscu obok Jazzym. -Kim ty jesteś?- skierował się na mnie, lustrując od góry do dołu.
-Carla MacCartney.- odpowiedziałam grzecznie, naprawdę nie chcąc wypaść na rozkapryszoną księżniczkę, która ma nierówno pod sufitem.
-Fajne cycki. Sztuczne?- jego wzrok wbity był w mój dekolt, a ja momentalnie zrobiłam się czerwona. Justin podszedł do niego i chwycił skrawek koszulki, podnosząc go do góry.
-Braciszku, chyba znudziło ci się oddychanie prostym nosem.- wysyczał prosto w twarz, a Jaxon uniósł ręce w geście obronnym.
-Za to ona ma czym oddychać.- zaśmiał się chytrze, a Justin był już gotowy do tego, aby go uderzyć. Podeszłam więc pospiesznie do niego i delikatnie położyłam rękę na jego ramieniu.
-Justin spokojnie, nic się nie dzieje.- szepnęłam, chcąc uspokoić sytuację. Szatyn powoli puścił t-shirt brata i jedyne, co robił, to dusił go na odległość.
-Sory, księżniczko. Twój książę jest dzisiaj nadzwyczaj rozgniewany.- westchnął i znów wrócił na swoje miejsce. Od zawsze miałam taki problem. Mężczyźni najpierw patrzyli na moje piersi, dopiero potem zastanawiali się, czy mam ciekawą osobowość. Ewentualnie prowadziło do tego, że chcieli zaciągnąć mnie tylko do łóżka, co i tak kończyło się klęską dla nich. Nie jestem taka szybka.
Jazzym ruszyła do kuchni, aby przynieść przystawkę. Ruszyłam więc jej pomóc i przy okazji podpytać co nieco na temat jej starszego brata.
-Jaxon to typ buntownika. Od zawsze miał gdzieś, co mówił ojciec. Nasza matka nas również zostawiła. Justin chyba ci wspominał, że ja i Jaxon jesteśmy z innej matki?- spytała, a ja tylko przytaknęłam, wyjmując talerze. -No... Więc tak, jak mówiłam, nasza matka nas zostawiła. Jaxon zaczął się buntować. Kłócił się z każdym, w szkołach dochodziło do bójek, a kiedy tylko wszedł do high school, zaczął brać, pić i uprawiać seks z kim popadnie. Co noc przyprowadzał kolejne panienki do domu, a ojciec naprawdę nie mógł już tego znieść. Zachowanie Jaxona źle wpływało również na reputacje firmy, dlatego tata postanowił coś z tym zrobić. Zakupił mu więc mieszkanie i kazał utrzymywać się samemu. Od tamtej pory Jaxon jest zupełnie innym człowiekiem.- przerwała, spoglądając ostrożnie w moją stronę. W oczach zbierały mi się łzy, ale przełykałam ciągle ślinę, próbując się uspokoić. To nie jego wina, że taki jest, a Jeremy zapewne obwinia się o to, że nie potrafił dobrze wychować syna. -Carla, proszę... Nie rób nic, co mogłoby go podburzyć bądź jakkolwiek sprowokować. On jest zdolny do wszystkiego.- przełknęła ślinę, przez co ja sama zaczęłam się bać.
Wróciłyśmy z talerzami do jadalni, gdzie trwała grobowa cisza. Justin patrzył lodowato na brata, a Jeremy zaś próbował jakoś zacząć rozmowę, ale nie wiedział, co powiedzieć, dlatego ciągle milczał, co pewien czas mając zryw do podjęcia dyskusji na jakiś temat.
-Smacznego!- zawołała Jaxon, siadając na przeciwko mnie. Do obiadu założyłam żakiet, aby Jaxon nie mógł patrzeć na mój rozpraszający dekolt. I tak założyłam dzisiaj sukienkę, gdzie nie widać zbyt wiele...
-Więc..- zaczął nagle blondyn, mając pełną buzię. -Czym się zajmujesz, blondi?
-Prowadzę własną firmę.- wydukałam i upiłam łyk wody. Zerknęłam niepewnie w stronę szatynki, która tylko mrugnęła w moją stronę, że jest dobrze.
Kolacja ciągnęła się w nieskończoność. W powietrzu wisiała awantura, do której prędzej czy później dojdzie. Skoro w ich rodzinie jest taki konflikt, to dlaczego zaproszono go na kolację?
Właśnie pomagałam w sprzątaniu, kiedy zadzwonił telefon dziewczyny.
-Przepraszam. To mój chłopak.- powiedziała, zasłaniając słuchawkę, a ja tylko pokiwałam głową i kontynuowałam sprzątanie. Wkładałam naczynia do zmywarki kiedy poczułam uszczypnięcie na pośladkach. Podskoczyłam jak oparzona i błyskawicznie odwróciłam się do tyłu. Tam, z perfidnym uśmiechem na twarzy stał Jaxon.
-No cóż, tyłeczek też masz niczego sobie. Teraz wiemy, dlaczego jeden z Bieberów się za ciebie wziął. My lubimy takie, jak ty.- wymruczał, podchodząc bliżej. Przy każdym jego zbliżeniu, cofałam się o krok do tyłu, aż dotknęłam mebli i trącnęłam ręką kubek, który się przewrócił. Po wielkim domu rozbiegł się głośny huk.
-Dobre zagranie maleńka, ale wiedz, że jeszcze nieraz się spotkamy.- szepnął mi na ucho, przejeżdżając ręką od mostka w dół.. Wstrzymałam oddech i chciałam go już odepchnąć, ale on sam to zrobił. W kuchni błyskawicznie zjawił się Justin. Spojrzał znów na blondyna, który go tylko wyminął. Wtedy podszedł do mnie bliżej i bacznie obserwował.
-Wszystko okej?- spytał cicho, przejeżdżając ręką po policzku. Odwróciłam głowę w drugą stronę, aby chłopak nie widział gromadzących się łez. Czemu chce mi się płakać?
-Tak... Możemy wracać? Nie za dobrze się czuję.- wyszeptałam, a on pospiesznie przytaknął.
___________________

OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale naprawdę... Mam takie problemy w szkole, że modlę się, aby nie poszli z tym na policję. BŁAGAM MÓDLCIE SIĘ RAZEM ZE MNĄ.
Mam szlaban na komputer, ale obiecałam mamie, że nie wejdę na fb tylko na bloga, bo chcę napisać rozdział. Od paru dni nosiła mnie już wena i nie wiedziałam, co z sobą zrobić, ale dziś jestem i mam nadzieję, że taki troszkę dłuższy rozdział będzie rekompensatą za to, że nie dodałam rozdziału od razu po 15 komentarzach.
LUDZIE! Tak w ogóle to dziękuję za 21 komentarzy! Nie spodziewałam się, że mogłoby ich być tak dużo! Dziękuję, że mnie czytacie i komentujecie. Naprawdę to dla mnie dużo znaczy.
Mam nadzieję, że trzecio-gimnazjaliści się postarali na egzaminach.Spóźnionego powodzenia i połamania piór. To już za mną, uf... :) Teraz tylko stresować się maturą.
15 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 17.

Czytasz=komentujesz

Nie zapominajcie o Wattpad! Tam również możecie mnie czytać! ♥

7.04.2015

Rozdział 15.

21 komentarzy:
Siedziałam i czekałam. Ręce drżały, a oczy puchły od łez. Nie liczyło się dla mnie nic więcej jak to, żeby Justin przeżył. Błagałam Boga, aby to okazało się złym snem. Naprawdę chciałam, by tu był.
-Carla..-usłyszałam zaskoczony głos Rosalie. Podniosłam wzrok na jej posturę i zaraz go spuściłam w dół. -Czy z ni..
-Operują.- przerwałam jej, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Co było powodem trafienia tutaj? Nietrzeźwy kierowca wsiadł za kółko i uderzył w auto po stronie Justina. Kierowca - Taylor też tutaj jest. Byłam u niego, z nim jest wszystko dobrze. Kilka siniaków, zadrapań czy rozcięć, ale wyjdzie z tego. Tymczasem z Bieberem nie było tak dobrze. Własnie miał ściągany płyn z płuc i składaną nogę. Nie brzmi zbyt groźnie, ale naprawdę się bałam.

Po upływie trzech godzin zobaczyłam, że z  sali wywożą nieprzytomnego mężczyznę. Zerwałam się na proste nogi i pognałam, aby go zobaczyć. Jego twarz była czerwona, poharatana i obita, reszta ciała zasłonięta była pościelą.
-Pani z rodziny?- rozejrzałam się dookoła, aby upewnić się, że nikogo obok nie ma.
-Tak, dziewczyna.- zadeklarowałam i czekałam na to, co powiedzą mi lekarze.
-Z panem Bieberem lepiej. Teraz już tylko można się modlić o to, żeby się wybudził i nie było żadnych komplikacji.
-Mogę go zobaczyć?- spytałam szybko, przełykając ślinę.
-Tak, proszę za mną.- podążałam krok w krok za doktorem, aż doszliśmy do białych drzwi z szybą. Przez nią zobaczyłam popodpinanego chłopaka, leżącego z zamkniętymi oczami. Założyłam na siebie odzież ochronną i weszłam. Po policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Złapałam jego chłodną dłoń i przytuliłam ją do swojej twarzy. Naprawdę nie chciałam, aby doszło do czegoś takiego...
-Carla?- usłyszałam zaskoczony głos, więc odwróciłam się w ową stronę. Zobaczyłam jego ojca.
-Panie Jeremy!- zawołałam i otarłam szybko łzy.
-Spokojnie, spokojnie.- położył dłoń na moim ramieniu, kiedy dostrzegł moje przerażenie. -Co z nim?
-Lepiej... Ściągnęli mu wodę z płuc i złożyli nogę.- wskazałam brodą na gips. Mężczyzna nic nie powiedział i stał.. Patrzył się na Justina, a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Znów złapałam mocniej jego dłoń i modliłam się, aby wrócił do nas cały i zdrowy.
Dni mijały. Carla ciągle przesiadywała przy łóżku Justina. Poprawiała mu poduszki, nawilżała usta wodą, czesała, myła, jeśli była taka potrzeba. Nie wracała do domu. Christian pojawił się w szpitalu parę razy próbując zabrać narzeczoną do mieszkania. Ta zaś wściekała się jak osa. Chciała byś sama, przy jego boku. Pragnęła zobaczyć moment, w którym Justin się budzi i upewnia ją, że wszystko będzie dobrze. Nie wyobrażała sobie innego wyjścia. Kiedy spędzała kolejną noc w szpitalnej sali głęboko zastanawiała się nad sensem swojego życia. Co jej po sławie, pieniądzach, czy urozmaiconym życiu towarzyskim? Pragnęła zwolnić. Żyć tak, jak robi to normalna kobieta przed trzydziestką. Sława ją wykańczała, a przez gotówkę zaczęło jej odbijać. Dopiero teraz sobie to uświadomiła. Carla również doszła do wniosku, że nie powinna okłamywać Christiana. Przecież go zdradziła. A teraz, jak gdyby nigdy nic mają się pobrać? Okłamywała by go do końca życia? To nie mogło się tak potoczyć.
-Carla, jedź może odpocznij.- usłyszałam głos Rosalie. Odwróciłam się w jej stronę i słabo uśmiechnęłam. Doceniam to, że pomaga mi przy Justinie. Jako jedyna przywoziła mi ciuchy zmienne, a pielęgniarki, z którymi zdążyłam się już zapoznać użyczyły mi niejednokrotnie prywatnej łazienki. Jestem tutaj już dwa tygodnie...
-Nie, nie trzeba.- wydukałam i znów wbiłam spojrzenie w szatyna. Oddychał i spał. Wyglądał na spokojnego... -Jest Christian?
-Już wyszedł.- pokłóciłam się z nim. Kolejna kłótnia, już chyba przekroczyliśmy limit. Ostatnio bardzo często dochodzi do sprzeczek. Odkąd tylko tutaj jestem, nasza rozmowa przebiega tak samo. Nic, tylko ciągłe wyrzuty: nie mam dla niego czasu, ciągle siedzę przy Justinie i tak w kółko...  -Przynieść ci kawę?
-Tak, poproszę.- posłałam jej słaby uśmiech i znów uściskałam dłoń Justina. Kiedy poczułam, że jego palce zadrżały, wstrzymałam oddech. 
-Justin?- szepnęłam i pierwszy raz od czternastu dni zobaczyłam brązowe soczewki. Były zagubione, ale kiedy napotkały mnie, momentalnie się rozluźnił. -Idę po lekarzy...- powiedziałam cicho i otarłam łzę. Nagle jednak poczułam, że mężczyzna lekko ciągnie mnie za rękę. Odwróciłam się, a on tylko pokiwał, żebym jeszcze nie szła. Westchnęłam i usiadłam z powrotem na krzesło. 
-Długo?- wychrypnął i ciągle na mnie patrzył.
-Dwa tygodnie. Pamiętasz wszystko?- poruszył znów głową. Był zmęczony i potrzebował snu, więc nie mogłam dłużej czekać i pobiegłam po lekarzy. Ci wpadli do pomieszczenia i mnie wyprosili, a ja zadowolona znów otarłam łzy. Jak dobrze, że mu nic nie jest...
Wtedy zobaczyłam, że Rose niesie mi kawę. Odebrałam od niej kubeczek i uśmiechnęłam się w stronę ciemnowłosej.
-Obudził się.- powiedziałam entuzjastycznie i odrzuciłam kosmyk włosa do tyłu. 
-Jezu! Nareszcie.- westchnęła upijając łyk gorącego napoju.
Po godzinie czasu mogłam go znowu odwiedzić. Dałam czas na to, aby inni mogli z nim porozmawiać, a kiedy kolejka się skończyła, biorąc głęboki oddech weszłam do środka. Posłałam mu ciepły uśmiech i usiadłam na brzegu łóżka. 
-Cześć.- przygryzłam dolną wargę.
-Hej.- podniósł się do góry i usiadł, aby mnie lepiej widzieć. Splótł palce i położył je na kolanach. -Słyszałem, że cały czas tu byłaś.- kontynuował. Jak na godzinny powrót do żywych to szybko zebrał potrzebne informacje.. Jak zawsze, dociekliwy. -Chri...
-Nie mówmy o nim.- uśmiechnęłam się słabo, naprawdę nie mając ochoty rozpoczynać tematu mojego narzeczonego. Przede mną ciężka rozmowa. Boję się jej...
-Więc po co tu tyle siedziałaś?
-Martwiłam się.- odpowiedziałam błyskawicznie. To było oczywiste...
-Yhmy..-zapanowała cisza, a każdy z nas pogrążony był w swoich myślach. Nagle poczułam, że Justin kładzie rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się w jego stronę i mocno go przytuliłam, starając nie zadać mu większego bólu. 
-Naprawdę się o ciebie martwiłam.- szlochałam w jego szpitalną koszulę, a on nic nie mówił. Głaskał mnie po włosach i tulił. Przez chwilę zapomniałam o bożym świecie. Straciłam kontrolę...
-Kocham cię Carla, zawsze tak było i tak będzie.- powiedział wreszcie, a ja zacisnęłam powieki, próbując nie uronić więcej łez. 
-Wiem, wiem...
Po tygodniu Bieber wyszedł już do domu. Carla ciągle przy nim była, a ich relacje się polepszyły. Byli jak dwójka doskonałych przyjaciół, którzy pomogą sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Kiedy MacCartney powiedziała Justinowi o tym, że chce przyznać się do zdrady, chłopak miał zastrzeżenia. Nie chciał, aby cierpiała, ale wiedział, że ich związek nie trwałby długo. W głębi duszy kochał ją i marzył o tym, aby była z nim już do końca życia. Gdziekolwiek by chciała być, on pognałby za nią. Kiedy ona znikała na parę chwil z pola widzenia Biebera, mężczyzna czuł się osamotniony, a kiedy wracała, cieszył się. 
-To dzisiaj.- westchnęłam i poprawiłam beżową marynarkę.
-Dasz radę. Przemyśl tylko, czy na pewno chcesz mu to powiedzieć.- pokiwałam szybko głową i przytuliłam go na pożegnanie. Weszłam do biura i pognałam na dziesiąte piętro, na którym mieścił się gabinet Greya. Wszyscy z przerażeniem spojrzeli na mnie, kiedy znalazłam się przed drzwiami Christiana. Przełknęłam ślinę, ale zanim zdążyłam tam wejść, zatrzymała mnie jedna z sekretarek.
-Pan Grey ma teraz pilne spotkanie. -wydukała i poprawiła swoje duże okulary. Cóż, spotkanie będzie musiało poczekać, bo nie zdołam wytrzymać dłużej. Szarpnęłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Spojrzałam więc za siebie, a kobieta skinęła głową, co oznaczało, że tam jest. Zapukałam, ale usłyszałam zamieszanie. Wreszcie przed nosem pojawił się Christian, poprawiający swoją koszulę.
-Przeszkadzam?- spytałam słodko, udając głupią. Zaraz wszystko się okaże. Ominęłam mężczyznę i kiedy zobaczyłam Selene, która również poprawiała swoją jakże krótką spódniczkę, znów się uśmiechnęłam.
-Hej.- zaczęłam. -Pomożesz mi?- dziewczyna widocznie była zdezorientowana moim zachowaniem. -Stanowisko 14B, piętro 12, to biurko ma być puste do 10 minut.
-Ale.. to moje miejsce.- wyszeptała, a ja parsknęłam śmiechem.
-Ah, doprawdy? No to cóż..Wylatujesz.- z twarzy nie schodził mi perfidny uśmiech. Otworzyłam szeroko drzwi, a reszta pracowników spojrzała na moją osobę. Machnęłam ręką, a oni wrócili do swojego zajęcia.
-Cóż..
-Carla, ja..
-Nie przerywaj.- uniosłam ostrzegawczo palec. -Zdradziłeś mnie, ja zdradziłam ciebie.- wzruszyłam ramionami, jakbym mówiła o pogodzie.
-Przepraszam z kim?- wysyczał, a każdy mięsień napiął się na jego klatce piersiowej.
-Z Justinem. To było już dawno temu, ale zmądrzałam. No cóż... Widocznie ty dopiero teraz potrzebujesz jakiejś rozrywki na boku. Powodzenia w dalszym życiu.- zdjęłam z palca pierścionek i położyłam go na biurku. -Nie chcę wchodzić z tobą w kłótnie. Odejdźmy od siebie w spokoju, jako przyjaciele.
-Chcesz, żebyśmy teraz byli przyjaciółmi?- zapytał zaskoczony.
-Yhm.- kiwnęłam głową uśmiechnięta i wyszłam. Po co robić scenę? Zrobiłam mu to samo. Oboje się zraniliśmy i widać, że jednak nie byliśmy na tyle szczęśliwi, aby być razem. Coraz bardziej muszę zastanowić się nad sensem swojego życia. To się robi coraz bardziej chore...
________________________________

OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Wchodźcie na mojego drugiego bloga, proszę! Na koniec tej historii szykuję dla Was niespodziankę, a cóż.. Nie oszukujmy się, koniec zbliża się ogromnymi krokami! LINK DO BLOGA, KLIKAĆ, KLIKAĆ, CZYTAĆ, KOMENTOWAĆ! ♥
Chciałabym również przeprosić za to, że przyspieszyłam tutaj tak akcję i że rozdział jest krótki, ale naprawdę muszę to zrobić. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :c 
Jak wiecie, każde z moich opowiadań znajduje się w aplikacji WATTPAD! Pobierajcie, instalujcie, aktualizujcie swoje biblioteki i cieszcie się swobodą czytania opowiadań w każdym miejscu i o każdej porze! Linki do opowiadań niżej! ♥ 
CZYTASZ, TO KOMENTUJESZ! PAMIĘTAJ!
Mam nadzieję, że pokażecie mi, iż zainteresowanie tym opowiadaniem nie spada, a wręcz przeciwnie. Teraz od Was zależy, jak wielka będzie niespodzianka na koniec. Trzymam kciuki i życzę powodzenia!
 15 KOMENTARZY= ROZDZIAŁ 16.

Linki do Wattpad:

DANGEROUS

Jak minęły święta?:)