-Zmęczona?- spytał Justin, spoglądając na moje ciężko opadające powieki. Pokiwałam głową i wtuliłam się w jego ramię, pozwalając oczom odpocząć. -Dobrze księżniczko. Więc śpij.- wziął mnie na ręce i niosąc do samochodu, który już podjechał cmoknął w czoło i usadził na skórzanej sofie.
-A rodzice?
-Osobna limuzyna, śpij.- odpowiedział automatycznie i zniknął a moment z mojego punktu widzenia. Dostrzegłam jednak, że żegnał się z mamą, tatą i Martinem, przez co na twarzy zawitał wielki uśmiech. Słodki, przeuroczy Justin nie dość, że zatroszczył się o mnie, to jeszcze o rodziców. Pięć minut później siedział już ze mną i jechaliśmy z powrotem do Nowego Jorku.
-Podoba mi się tu.- westchnęłam, wtulając się w tors mężczyzny. -Ładny dom, stajnia z końmi, tor do jeżdżenia na nich.. I spokojna rodzina.
-Mi też się to podoba. Jestem zmęczony tą pracą...- przyznał i objął mnie delikatnie rękami. "Może zwolnijmy?" pomyślałam. Rzucić tą pracę, wyjechać, kupić dom, stajnie, konie, założyć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie. Możemy? Oczywiście, że tak. Jesteśmy milionerami. Wystarczy jedna informacja, że chcemy sprzedać firmy, a znajdzie się setki osób zainteresowanych ich kupnem. Bonn jest jednym z najlepszych wydawnictw w Nowym Jorku, a mój magazyn kupowany jest na całym świecie, Czego chcieć więcej?
Byłam tak pochłonięta myślami, że nawet nie zauważyłam, kiedy byliśmy już na miejscu.
-Słyszałem, że byłaś śpiąca..- mruknął Justin, wysiadając z limuzyny i podając mi rękę. Objęłam ją i również wysiadłam, żegnając się z Taylorem.
-Bo byłam, ale naszło mnie na głębokie przemyślenia i się rozbudziłam.- uśmiechnęłam się słodko do niego i cmoknęłam w policzek. -Kocham cię.- rzuciłam radośnie. Bieber zatrzymał się, zmarszczył w rozbawieniu brwi i patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Chyba te twoje przemyślenia nieźle cię nastroiły.- zachichotał i w końcu weszliśmy do budynku. Sunęliśmy na samą górę, co chwilę się śmiejąc. Kiedy weszliśmy do jego mieszkania zobaczyłam, że trochę się pozmieniało. Zamiast zimnych, nowoczesnych akcentów zawitały ciepłe obrazy, fotografie i kwiaty. Ściany z szarych przemalowano na kawowe, beżowe i karmelowe.
-Oh, kiedy ja tu byłam ostatnio?- spytałam, rozglądając się dookoła.
-Dwa dni temu, skarbie.- szepnął mi do ucha i złożył czuły pocałunek przy nim.
-Skąd te zmiany?
-Chcę, aby całe moje życie się zmieniło. Już dwie rzeczy zmieniłem.
-Ale mnie nie zmienisz, prawda?
-Nie. Ty już jesteś moją zmianą, kochanie.- przyciągnął mnie do siebie i spojrzał prosto w oczy. Nogi momentalnie zrobiły się jak z waty. Uwielbiałam sposób, w jaki na mnie patrzy, a w tym momencie powodował, że traciłam jakikolwiek kontakt ze światem. Zarzuciłam na niego ręce, a on nie czekając dłużej przygwoździł mnie do ściany i zaczął namiętnie całować.Odwzajemniałam każdy atak, oddawała się cała. Pragnęłam go właśnie teraz. Nic innego się nie liczyło. Przygryzłam jego wargę i pociągnęłam w swoją stronę, w tym samym czasie ciągnąc jego włosy. W odpowiedzi na to dostałam głęboki jęk, a podniecenie wzrosło.
-Chcę.się.z.tobą.kochać.teraz.- mówił między składanymi pocałunkami na mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu i dałam większy dostęp do klatki piersiowej. Nagle uniósł mnie do góry, a ja momentalnie oplotłam go nogami w pasie. Zaczął nas kierować na górę, a następnie do sypialni. Czułam, jak twardniał. Wreszcie kiedy drzwi się zamknęły stanęłam na nogach i błyskawicznie zaczęliśmy się nawzajem rozbierać. Jego ciało było cudowne. Mięśnie idealnie komponowały się z tatuażami, a parę włosków na klatce piersiowej dodawały uroku. Zaczęłam mierzwić jego włosy, przyciskając go do siebie jeszcze bardziej. Rozpoczął rozkoszną podróż od mostka w dół, drażniąc palcami moje sutki. Wyginałam się w łuk z rozkoszy, a on przeniósł swoje dłonie niżej. Ścisnął pośladki i delikatnie osunął majtki. Moje ręce zaś drapały Justina plecy, następnie zjechały w dół i powtórzyły jego ruch. Chwilę później przestał robić cokolwiek i spojrzał bacznie na mnie.
-Carlo MacCartney. Nigdy nie sądziłem, że spotkam taką kobietę, przez którą skończę ze swoim życiem towarzyskim, bo będę pragnął tylko jej. Jesteś tą właśnie kobietką, która wywróciła moje życie do góry nogami. Nikogo nie kocham tak bardzo, jak ciebie i zapewniam, że już nigdy nie pokocham..- patrzył mi prosto w oczy, co chwilę się uśmiechając. -Chyba, że będą to nasze dzieci.- na te słowa moje serce roztopiło się, a do oczu napłynęły łzy. Uniosłam się do góry i wpiłam w jego usta,wylewając tym samym wszystkie swoje uczucia na wierzch. Potem poczułam, jak we mnie wchodzi, delikatnie, spokojnie... Ciągle myślałam o tym, co powiedział. On poważnie myśli o założeniu ze mną rodziny. O Chryste..
Poranny powiew wiaterku i słońce przedzierające się przez okna apartamentu obudziły mnie z najlepszego snu jaki w życiu miałam. Byłam żoną Justina, mieliśmy gromadkę dzieci, a szatyn bardzo się nimi opiekował. Najlepszy ojciec, jaki mógłby być. Siedzieliśmy na kocu, na plaży. Karmiłam najmłodszą dziewczynkę, a Justin biegał z chłopcem i puszczał latawca. Wygłupiali się, nosił go na rękach i co chwilę całował. Wyglądał jak młodzieniec z bratem, a nie ojciec z synem. Ile bym dała, aby ten sen trwał wiecznie...
-Witam kochanie.- usłyszałam zamykanie drzwi i momentalnie spojrzałam w ową stronę. Bieber stał z tacą w rękach. Uśmiechnęłam się do niego i uniosłam do góry. -Jak się spało?
-Najlepiej.- mruknęłam, kiedy Justin ustawił tacę na moich kolanach. -A tobie?
-Prawie całą noc nie spałem.- wzruszył ramionami, a kiedy znów na jego twarzy zawitał uśmiech, dostrzegłam lekkie zmarszczy ze zmęczenia w okolicach oczu. -Ale jestem tak żywy, jak nigdy.- pocałował mnie i usiadł obok. -I proszę, nie patrz się tak na mnie...- westchnął, a ja wywróciłam oczami i wzięłam do ręki tosta. Zaczęłam go gryźć i patrzyłam nadal na szatyna.
-O czym myślałeś?- powiedziałam z pełną buzią i upiłam trochę herbaty.
-O nas. I doszedłem do wniosku, że nie mogę zwlekać.- sięgnął ręką pod poduszkę i wyjął spod niej małe pudełeczko. Otworzyłam szeroko oczy i prawie wylałam herbatę na posiłek. Zaczęłam się krztusić kawałkiem tosta, a Justin błyskawicznie poklepał mnie po plecach. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje i kiedy już mniej si krztusiłam, zaczęłam płakać.
-Kochanie, wszystko okej?- spytał, a jego oczy były tak wystraszone, że chciało mi się płakać jeszcze bardziej.
-Oh Justin...- zaszlochałam i otarłam łzy rękami.
-Więc.. Wracając do tej ważnej sprawy.. Chciałem to zrobić wczoraj, kiedy byliśmy w stajni, ale byłaś zmęczona, więc odłożyłem to na dziś.- otworzył pudełeczko, wziął moją dłoń, oblizał palce z ketchupy i z chmarą iskierek w oczach spojrzał na mnie. -Carlo MacCartney, nie jestem dobry w takich sprawach, więc po prostu się zapytam, czy uczynisz mnie tym szczęśliwcem, który za ciebie wyjdzie i będzie z tobą do końca życia?- mój płacz zamienił się w ryk. Pokiwałam głową, a kiedy nałożył mi na palec piękny, delikatny pierścionek z diamencikiem, rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam najlepiej, jak umiałam. Nie zwracałam uwagi na to, że jedzenie, jakie było na tacy, teraz porozwalane było na łóżku. Jestem cholerną szczęściarą.
-Już zawsze tak będzie?- spytałam z nadzieją w głosie, patrząc na jego piwne tęczówki. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle iskierek w nich, co teraz. Oboje byliśmy przepełnieni szczęściem.
-Zawsze, kochanie.- szepnął i znów mnie pocałował.
*Dwa tygodnie później*
-Gotowa?!- zawołała radośnie Rosalie. Uniosłam brew, zupełnie zdezorientowana jej pytaniem. -No nie udawaj głupiej! Wieczór panieński!- klasnęła w dłonie, a mnie olśniło. No tak! Dziś piątek, a jutro ślub... Cholera, ten czas leci zbyt szybko. -To ostatnie godziny, kiedy możesz jeszcze poszaleć, bo potem będzie już tylko niańczenie dzieci, prasowanie koszul, gotowanie obiadków i inne takie. Wiesz, o co mi chodzi..- zaśmiała się, a ja pokiwałam bezradnie głową.
-Więc jakieś pomysły?- poprawiłam się na kanapie, a ona poruszała jednoznacznie brwiami. -Nie...
-NIESPODZIANKA!- krzyknęły nagle jakieś kobiety, a kiedy się odwróciłam dostrzegłam starych znajomych. Była nawet Maria!
-To nie wszystko..- na słowa Rosalie do drzwi zaczął ktoś mocno walić. Wstałam, lekko przestraszona i pognałam je otworzyć. Stał w nich policjant z notesem w ręku.
-Tak..?
-Dobry wieczór. Pani to Carla MaCartney?- pokiwałam grzecznie głową, a on coś odnotował. -Jestem w sprawie Justina Biebera. Można wejść?- serce podskoczyło do gardła, ale mimo wszystko starałam się zachować zimną krew.
-Czy on coś zrobił? Coś mu się stało?- wypytywałam, a kiedy mężczyzna zobaczył tłum kobiet, uniósł brew.
-Możemy porozmawiać na osobności?- spytał, a ja pokiwałam grzecznie głową i poszliśmy do gabinetu.
-Czy wszystko z nim w porządku?!- do oczu napływały już łzy. Byłam przerażona.
-W jak najlepszym.- mruknął i zaczął się rozbierać. Rozdarł górę stroju, rzucił ją na bok, a sprzęt policyjny odłożył na blat biurka.
-Łoooł! ŁOOOŁ! Chwila!- zaczęłam panikować, kiedy do środka wbiła Rosalie z Barbarą.
-NIESPODZIANKAA!- krzyknęły, a w tle zaczęła lecieć jakaś piosenka, do której poruszał się owy policjant... Striptizer. Zaczęłam się śmiać i obserwować ciało faceta. Nagle wystrzeliły confetti, a striptizer usadził mnie na krześle. Potem stanął przede mną okrakiem i zaczął się wić jak wąż. Śmiałam się i jeździłam dłońmi po jego umięśnionej sylwetce. Najlepszy wieczór panieński świata!
Kiedy facet w końcu opuścił moje mieszkanie, dziewczyny poprosiły, abym przymierzyła suknię ślubną. Zaprezentowałam się im, a one klaskały z zachwytu w ręce. Później siadłyśmy wszystkie na dywanie i otworzyłyśmy butelki win.
-Mamy dla ciebie prezenty.- zaczęła Barbara. Wręczyła mi nieduże pudełko, a ja patrzyłam na nią jak na kretynkę.
-Spoko, nie dość, że załatwiłyście striptizera, to jeszcze prezenty?!
-Nie maruudź, tylko otwieraj!- nakazała ostro przyjaciółka, a ja wywracając oczami posłusznie wykonałam polecenie. W środku znajdował się skąpy strój z Victoria's Secret.
-Justinowi na pewno się spodoba..- mruknęła kobieta, a ja zaczerwieniłam się na samo wyobrażenie sobie jego miny. O cholera, to będzie niezapomniany widok. W następnych pudełeczkach były gadżety erotyczne. Jakieś kajdanki, pejcze, kostiumy, gumki itd. Na końcu był jeden, ogromny karton.
-A to już nie od nas, ale od twojej mamy.- zaśmiała się Rose, a ja zaskoczona uniosłam brew do góry. Kiedy zobaczyłam, co jest w środku od razu westchnęłam. Pełno śpioszków, zabawek i innych rzeczy dla dziecka, a na samym wierzchu leżała karteczka. Uniosłam ją do góry i przeczytałam treść na głos:
"Moja nie tak mała córeczka zaraza wychodzi za mąż. Pewnie myślicie o założeniu rodziny, dzieciach, własnym domu i dalszym życiu. Na start daję ci parę zabawek i przydatnych rzeczy dla dziecka. Może jesteś już w ciąży, może nie, ale mimo wszystko miej to na wszelki wypadek. Nie sądzę, że zabraknie Wam kiedyś pieniędzy i sami sobie tego nie kupicie, ale to taki po prostu podarunek ode mnie. Kocham Cię, moja malutka Car i pamiętaj: facet, który szanował Cię od początku, będzie szanował Cię do końca. Twoja mama."Kiedy to przeczytałam, otarłam łzy i włożyłam list z powrotem do środka.
-Nie jesteś w ciąży, nie?- spytała Rosalie, a ja cicho się zaśmiałam.
-Nie, nie jestem.- odchrząknęłam i podziękowałam każdemu za prezent. Później pożegnałam się z przyjaciółkami i ruszyłam pod prysznic. Przede mną wielki dzień.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale po prostu mnie ciągle nie ma w domu i nie mam przez to kiedy napisać cokolwiek na bloga.
Komentarzy tak mało... Eh. Smutno troszeczkę, bo czuję się tak, jakby nikomu na tym blogu nie zależało.
Przed Wami jeszcze tylko Rozdział 22. i Epilog! Tak, dochodzimy do końca historii Carly.
Zapraszam Was na nowe blogi. Linki do nich podam niżej ;)
Pamiętajcie o WATTPAD. Link do mojego konta niżej.
No i przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale nawet nie sprawdzałam. Przepraszam :(
LINKI:
Ale super rozdział, od początku czekałam na ten moment kiedy Justin jej się oświadczy :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny / @Vejtaszewska
Super. Kocham twoje opowiadanie. Szkoda, że już niebawem się skończy :( jednak ze z niecierpliwie niem czekam na nexta ❤
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ♡
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ♡
hej, zmieniłam user z @Vejtaszewska na @vbieberx
OdpowiedzUsuń