-To Colin.- wskazuje palcem na niego, a ja przytulam go na powitanie. Zawsze tak robiłam. Kiedy Nathaniel- jej tata, przyprowadził do domu Margaret, od razu ją przytuliłam. To jest mój zwyczaj od dawien dawna.
-Miło mi cię poznać, Colin. Chodźcie. Dziadek jest w sadzie, zaraz go zawołam.- klepie ich w ramiona i prowadzę do salonu. Kiedy siadają na skórzanej kanapie, mijam ich i otwieram drzwi tarasowe. Rozglądam się po drzewkach i wypatruję swojego męża. Uśmiecham się, kiedy idzie o lasce z najmniejszym z wnucząt i zaczynam im machać. Justin pochyla się jeszcze bardziej nad Martinem i pokazuje mu mnie. Na twarzy od razu maluje się uśmiech. Kiwam im głową, dając jasno do zrozumienia, aby przyszli do domu i wracam do gości. Siadam obok Meredith i uśmiecham się to do niej, to do jej chłopaka.
-To ile wy już ze sobą jesteście?- pytam, a ona spogląda ukradkiem na Colina.
-Dwa lata.- odpowiada blondyn i w tym samym momencie w salonie wita siwy pan z malutkim brunetem. Klepię miejsce obok, a on bardzo powoli idzie w naszą stronę i wita wnuczkę oraz jej chłopaka. Uśmiecha się do mnie i całuje mnie w policzek. Siada obok i bierze na kolana Martina.
-Oh, naprawdę? Daniel musiał go tu przywieźć?- wywraca oczami z dezaprobatą i mimo wszystko uśmiecha się do dzieciaka. Daniel był jej kuzynem. Mamy bardzo dużą rodzinę. W końcu w pocie czoła rodziłam sześcioro dzieci i każde z nich wychowałam na porządnych ludzi. Kiedy nadchodzi wigilia, mamy problem z pomieszczeniem wszystkich przy jednym stole. Jest strasznie ciasno, ale... Na koniec i tak siedzimy razem.
-Justin?- patrzę na męża i odbieram od niego Martina. -Idź wstaw ziemniaki i załącz piekarnik, proszę.- cmokam go w rękę, którą obejmuje i obserwuje, jak o lasce idzie po salonie, a potem znika w hallu.
*wieczór*
Wnuczęta już pojechały i jesteśmy teraz sami. Leżę w łóżku i wmasowuję krem w dłonie. Obok mnie kładzie się własnie Justin. Ciężko oddychając opiera głowę o poduszkę i czeka, aż zrobię to samo. Gaszę jego lampkę, a swoją zostawiam i obniżam się. Przykrywam szczelnie kołdrą i odwracam w stronę mężczyzny. Pełno zmarszczek, zmęczone spojrzenie i wiecznie ten sam uśmiech. Tak mnie wita i usypia. Całuję go w usta i przytulam, czując się parę lat młodziej.-Oh Carlo... Ile my musieliśmy przejść, żeby na starość mieć tak spokojnie..- wzdycha i obejmuje mnie ramieniem.
-Oj, stary farfoclu. Na wspomnienia ci się zebrało? Idź spać.- chichoczę i ściskam drugą jego dłoń.
-Po prostu doceniam to, co mam. Kocham cię, moja stara żono.
-Ja ciebie też kocham.- unoszę głowę do góry i znów go całuję, a następnie gaszę swoją lampkę nocną i usypiam wtulona w tors mężczyzny.
Carla obudziła się następnego ranka i nie zobaczyła już uśmiechu swojego męża. Śpi- pomyślała i zaczęła go szturchać. Była już dziewiąta, więc to czas najwyższy wziąć leki na schorowane serca starego małżeństwa. Carla szturchnęła go raz, potem drugi, a Justin nie reagował. Serce podskoczyło jej do gardła. Krzyczała jego imię, a on nie reagował. Sprawdziła tętno i zamarła. W błyskawicznym tempie zadzwoniła na pogotowie. Czuła słaby puls mężczyzny, ale miała małą nadzieję. Nadzieję, że się obudzi i wszystko będzie tak, jak dawniej. Znów zejdą na dół, zrobią sobie herbatę, on przyniesie prasę, a ona przygotuje śniadanie i leki. Usiądą, pożartują, potem znów spotkają się z dziećmi i zleci kolejny dzień. Złapała różaniec, który leżał na szafeczce nocnej i zaczęła się modlić do Boga. Ich wiara się pogłębiła, kiedy oboje odchowali swoje dzieci. Codziennie chodzili na wieczorne msze, razem się modlili i nigdy nie zapominali, że to w jego rękach była ich wola. Teraz też tak było, a Carla łkała prosząc go, aby nie odbierał jej jeszcze Justina. Karetka przyjechała i ratownicy odsunęli ją od staruszka. Pielęgniarka dała jej lek na uspokojenie, a ona nadal płakała. Lekarz z poważnym wyrazem twarzy przewiesił przez szyję stetoskop i smutnymi oczami popatrzył na kobietę. "Nie żyje" powiedział, a wszyscy spuścili głowy w dół. Nie mogła uwierzyć, że odszedł bez niej i zostawił ją tu samą. Jej życie od razu przestało mieć sens. To było trudniejsze, niż sobie wyobrażała. Lekarze zostawili ją samą, by mogła się z nim pożegnać. Położyła się obok męża, złapała lodowatą dłoń i przycisnęła ją do rozgrzanych polik. Zalała się kolejnymi łzami i zrobiła coś, co jej mąż chciał zrobić wczoraj. Zaczęła wspominać.
-Justin?- pytam, chodź wiem, że mi nie odpowie.-Pamiętasz tą kawę, którą mi postawiłeś?- patrzę na zamknięte powieki i szybko ocieram łzy, które znów płyną wzdłuż policzka. -Chciałam cię dzisiaj zabrać właśnie do naszej ulubionej kawiarni na przedmieściach.- pod powiekami zbiera się kolejna fala, a ja ich nie powstrzymuje. Niech płyną. -Dlaczego mnie zostawiłeś tutaj samą? Nie dam rady bez ciebie żyć.- zarzucam jego ramię na swoją szyję i wtulam się po raz ostatni w jego już chłodny tors. I szlocham. Nie mówię już nic, tyko płaczę. Umarł.. Mój mąż umarł, a ja jestem sama.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Mamy to! Koniec historii Carly i Justina! Boże... Pamiętam początki- Womanizer i to, jak stresowałam się, że będzie to kolejny blog, który zacznę i nie dokończę. A tu co? Zebrałam się nawet za drugą część, za co jestem z siebie dumna. Chciałam Wam również podziękować, że byliście przez cały ten czas ze mną! Komentowaliście, śledziliście i odwiedzaliście bloga. Ta wspaniała przygoda dobiegła końca i z ręką na sercu, teraz płaczę. Zawsze płaczę, jak coś kończę. Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję za to, że ze mną byliście. Kocham Was, nie lubię pożegnań... :')
Dlatego Was nie żegnam, a zapraszam na kolejne opowiadania, jakie mam! Możecie mnie czytać na Wattpad i na blogach. Jeśli chcecie znać najnowsze newsy o blogach, zapraszam na śledzenie mojego twittera- @ClaudiaMaslowx
Jeszcze jedna sprawa. Ten blog bierze udział w konkursie na blog miesiąca, więc to dla mnie meega ważne, żeby wygrać, dlatego KAŻDY CZYTELNIK TEGO BLOGA TERAZ SZYBCIUTKO WCHODZI NA LINK PODANY NIŻEJ ZATYTUŁOWANY "BLOG MIESIĄCA" I ODDAJE GŁOS W ANKIECIE PO PRAWEJ STRONIE NA TOXIC!!! ♥
A teraz Was żegnam na tym blogu i do zobaczenia na innych! Buziaki, Wasza Claudia ♥
Boże, aż się popłakałam :'( Te opowiadanie było cudowne, szkoda, że to już koniec :( Ta historia mnie uzależniła od twojego bloga. Życzę pomysłów na nowe opowiadania :* <3
OdpowiedzUsuńTo takie smutne :( ale cała historia cudowna :D
OdpowiedzUsuńPopłakałam się po prostu. Cudownie:(( To opowiadanie było i jest jednym z moich ulubionych, śledzę je od początku. Czasami nie komentowałam, wybacz, ale zapewniam, że każdy rozdział czytałam nawet po kilka razy. Nie mogę uwierzyć, że to jest koniec. TO NIE MOŻE BYĆ KONIEC NO!
OdpowiedzUsuńNie będę się tutaj rozpisywać, bo w obecnej chwili dalej jestem w szoku, jak pięknie potrafiłaś to zakończyć. Justin jeju;c Okej taka jest kolej losu, ludzie umierają, a on i tak przeżył już swoje, ale teraz szkoda mi Carli. Kiedy umarł mój dziadek, babcia się załamała, tak samo zresztą jak ja. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiała czuć. Jeden plus, że umarł spokojnie, we śnie. Nie musiał męczyć się chorobą ani przechodzić katuszy. Jego życie było wystarczająco szalone.
No nic. Wiedz jednak, ze pozostałe blogi czytam na bieżąco, jestem z Tobą i będę do końca ! <3 Chciałabym napisać, że czekam na kolejny, ale raczej bym się nie doczekała...
Trzymaj się, całuję ! <3
L x
super :3 nie rozpisuję się, bo nie mam zbytnio czasu, a jeszcze tyle roboty, ale przecież się nie żegnamy, więc do napisania :3
OdpowiedzUsuńCudowny��������������/nixababy
OdpowiedzUsuńjeju płacze jak glupia:(
OdpowiedzUsuńcudowne ff
Jeju placze ja nie chce konca:(
OdpowiedzUsuńJejciu nie wierzę że to już koniec, choć czytam to 2 dzień bardzo się do tego przywiązałam. I szczerze. Popłakałam się.
OdpowiedzUsuńNaprawdę szacun za te opowiadanie ♥