-Prześpij się tutaj, nie musisz wracać do siebie. Wiesz, że twój pokój zawsze na ciebie czeka.- przyznaje i podaje mi kubek gorącej czekolady. -Włącz jakiś melodramat, zrelaksuj się i jutro to poważnie przemyślisz. Przy śniadaniu dasz mi odpowiedź.- położyła pocieszająco rękę na mojej i zabierając kubek z herbatą poszła do siebie, zatrzaskując drzwi. Westchnęłam ciężko, czując ulgę. Rozmowa z nią to najlepsze, co mogłam w tej chwili zrobić. Zabrałam więc gorący napój i powoli kierowałam się do siebie. Otworzyłam drzwi i ujrzałam nienaruszone pomieszczenie. Wszystko było tak, jak zostawiłam. Uśmiechnęłam się słabo i ruszając w stronę dużego, białego łóżka zdjęłam buty i upiłam łyk czekolady. Odstawiłam ją na szafeczkę nocną i rzuciłam się na materac, zamykając oczy. Nie mam siły oglądać żadnych filmów, mam ochotę posiedzieć w ciszy i popatrzeć na panoramę Nowego Jorku z mojego okna. W tym samym momencie przypomniałam sobie o Las Vegas i o widokach rozciągających się u mych stóp. Westchnęłam na samo wspomnienie i pragnęłam znaleźć się właśnie tam, właśnie teraz. Tak właśnie zrobię. Spontaniczny wyjazd tam będzie najlepszą opcją, jaką wybiorę w tej chwili. Dopiłam gorącą czekoladę i opuszczając zadowolona pokój zapukałam do Rosalie.
-Kochana dziękuję ci za wszystko, ale potrzebuję się stąd wyrwać. Lecę do Las Vegas... Tam, gdzie zabrał mnie Justin. Muszę odreagować.
-Wiesz, że odbieram to tak, jakbyś to właśnie jego teraz wybrała?- zachichotała, unosząc się z łóżka.
-Zapewne... Pogadamy, jak wrócę. Dziękuję ci.
-Za co?- uniosła zaskoczona brew i otworzyła szerzej oczy.
-Za to, że mnie nie wywaliłaś z mieszkania, że mi wybaczyłaś, że mi pomagasz, mam wymieniać dalej?- wskazywałam kolejno na palcach zasługi, które jej przypisuję. Dziewczyna się roześmiała i wstała. Przytuliła mnie na pożegnanie, a ja wsiadając do auta wróciłam do mieszkania. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i napisałam krótką wiadomość Marii, a jadąc na lotnisko wybrałam numer do Seleny. Odebrała, mimo tak wczesnej pory. W końcu dobiegała czwarta nad ranem.
-Przepraszam, że tak wcześnie, ale muszę oznajmić, że biorę dwa dni wolnego i wszystkie spotkania, jakie mam przełóż proszę na przyszły tydzień.
-Oczywiście, pani MacCartney. Wszystkim się zajmę. Przekazać tą informację panu Grey, czy pan już wie?- spytała dość profesjonalnym tonem głosu.
-Nie, nie przekazywać. Niech nie wie, gdzie jestem. Za odebranie tego telefonu dostaniesz podwyżkę, o której porozmawiamy, jak wrócę. Przepraszam, że cię obudziłam.
-Nic nie szkodzi, proszę pani. Udanej podróży.
Samolot wylądował około dziesiątej. Wyłączyłam wszystkie telefony służbowe i zaczęłam odpoczynek. Moje taksi już czekało, więc pospiesznie wsiadłam do niego i udałam się do ARIA Resort. Hotel mieści się w środku Las Vegas. Taksówka zatrzymuje się pod drzwiami, gdzie od razu zostaję przywitana przez pracowników.
-Witamy w Las Vegas.- uśmiecha się od ucha do ucha starszy pan, który wyjmuje z bagażnika moje walizki. Ostrożnie odkłada je na wózek i znika z nimi w budynku. Mozolnym krokiem weszłam do środka i moim oczom ukazała się ta sama recepcja, co prawie trzy lata temu. Podchodzę więc do lady i witam recepcjonistkę.
-Ten pokój jest niestety zajęty.- szepcze lekko zestresowana kobieta.
-Mogłabym wiedzieć przez kogo?
-Przykro mi, zabroniono mi udostępniać danych klientów hotelowych.- wystraszona sprawdza ciągle serwer i w końcu proponuje mi apartament na przeciwko tego pokoju. Zgadzam się więc i rozczarowana ruszam na ostatnie piętro pięknego hotelu.
W środku czekają już walizki. Zapalam światła i siadam na skrawku sofy. Przeciągam zmęczoną twarz i rozglądam się dookoła. Apartament jest bardzo podobny do tamtego, różnica jest tylko taka, że to jego "odbicie lustrzane", więc ułożenie pomieszczeń jest odwrotne.
Ciekawi mnie jednak to, kto jest w pomieszczeniu na przeciwko. Nie wszystkich stać na tak drogie usługi, więc bez namysłu ruszyłam to sprawdzić. Wymieniając nazwiska najsłynniejszych osób zapukałam nieśmiało w drzwi. Nagle otworzył mi je on..
-Justin?- szepcze z niedowierzaniem.
-Co ty tu robisz Carla?- pyta również zaskoczony moją obecnością.
-Zatrzymałam się na przeciwko i zastanawiało mnie, kto tu może być. Przez chwilę pomyślałam, że zatrzymała się tu Rihanna, albo Madonna...
-No to cię zaskoczyłem.
-Tak...- zapadła krępująca cisza. -To ja wrócę do siebie, przepraszam, że przeszkadzam.- odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do siebie.
-Hej! Poczekaj.- złapał mnie za rękę i pociągnął lekko w swoją stronę. -Dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś rozmawiała z nie wiadomo kim?- wzruszam ramionami, błądząc po pomieszczeniu.
-Justin, muszę przemyśleć parę spraw. Naprawdę to dla mnie ciężkie.- wyrwałam rękę i pobiegłam szybko do siebie. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, ciężko oddychając. Czy moje życie nie może być prościejsze? Wiecznie mam pod górkę.
Budzę się w środku nocy, ponieważ słyszę pukanie. Nie prosiłam recepcjonistki o pobudkę. Wstaję więc z łóżka, zakładam szlafrok i wolno kieruję się do drzwi. Po drodze spoglądam na zegar, który wskazywał północ. Odchrząknęłam przed nimi i otworzyłam je. W nich zastałam Justina ubranego w czarną koszulę z rozpiętymi guzikami, czarną marynarkę, czarne spodnie i do kompletu czarne buty. Jego oczy błyszczały przez przebijający się blask księżyca.
-Tak?
-Dobry wieczór. Przyniosłem butelkę wina na zachętę i chciałbym panią zaprosić na randkę.- uśmiecha się, a ja otwieram szerzej zaspane oczy.
-Teraz?- mężczyzna przytakuje, a ja spoglądam na siebie. -Przecież ja spałam! Nie jestem w stanie teraz wyjść.- wołam przerażona. -A po drugie jest środek nocy.
-Nie zapominaj: to miasto nigdy nie śpi.- to samo powiedział mi, kiedy byliśmy tu pierwszy raz. Zarumieniłam się i westchnęłam, otwierając szerzej drzwi. Bieber wszedł głębiej i odstawił butelkę na szafkę.
-Pięć minut.- rzuca, rozpinając marynarkę. Podskoczyłam jak oparzona i pognałam się przebrać. To nie jest dobry pomysł. Miałam siedzieć tu sama i przemyśleć to, z kim mam być. Tymczasem właśnie szykuję się na randkę z Justinem. Postępuję nie fair w stosunku do Christiana. "Teraz się obudziłaś, księżniczko?" warczy umysł, a ja skupiam się na doborze ubrań. Stawiam na jeansy, elegancką, białą bluzeczkę z żorżety i pasujące do niej buty na lekkim obcasie. Lekko tuszuję rzęsy, myję zęby, czeszę włosy i gotowa używam swoich ulubionych perfum. Wychodzę do hallu i uśmiecham się słabo do Justina.
-Więc chodźmy.- podaje mi swoją dłoń, a ja niepewnie ją chwytam. Kieruję się za mężczyzny, który powadzi nas do windy. Przed budynkiem stoi już czarna, elegancka limuzyna. Justin otwiera przede mną drzwi i czeka, aż wsiądę. Potem zajmuje miejsce obok i niepewnie patrzy na mnie.
-Dokąd mnie zabierasz?- pytam cicho i spoglądam prosto w jego oczy.
-Niespodzianka.- mruczy i uśmiecha się kusząco. Oblizuję usta i patrzę przez okno na mijające budynki. W końcu samochód się zatrzymuje, a Bieber znów wyskakuje i otwiera mi drzwi. Moim oczom ukazuje się skromny lokal, gdzie zapewne coś zjemy.
-Bierzemy na wynos, nie mamy czasu.- rzuca z uśmiechem i chwytając mnie za rękę wbiegamy do lokalu. Podchodzimy do lady, a Justin składa zamówienie.
-Co powiesz na tosty, szampana, watę cukrową i szarlotkę?- wymieniał kolejno, a ja chichotałam jak nastolatka, kiwając tylko głową. Kobieta wykonała zamówienie błyskawicznie przez wysoki napiwek i życzyła nam dobrej nocy. Znów wsiedliśmy do samochodu, a ja chciałam urwać trochę waty.
-Poczekaj. Będziesz jadła jak dojedziemy.- przez myśl przebiegało milion pomysłów. Co on wymyślił tym razem?
Po upływie piętnastu minut byliśmy na miejscu. Dookoła była pusta przestrzeń i tylko jeden, strasznie wysoki budynek znajdował się na moim celowniku. Mężczyzna złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę budowli. W końcu wyszedł nam na spotkanie starszy od nas pan i jego żona.
-Dziękuję, że zdołaliście załatwić to dla mnie tak późną nocą.- uściskał ich jak przyjaciół i cmoknął kobietę w brzuch. Nie wiedziałam o co chodzi, więc grzecznie stałam i przyglądałam się sytuacji.
-Helikoptery z daleka będą was obserwować. Ten balon ma dwa kadłuby, na górze steruje pilot, dół jest wasz. Miłej podróży Bieber.- powiedział mężczyzna i klepnął go w ramię.
-Dzięki wujku.- i znów objął mnie w talii i zaczął kierować za budynek. Wtedy zobaczyłam ogromny balon, który gotowy był do startu.
-O mój boże!- zawołałam zszokowana. -Będziemy tym latać?- pytam, a on przytakuje.- Przecież jest noc, samoloty latają i w ogóle.. To jest..
-Szalone?- chichocze, a ja przytakuję. Źrenice rozszerzają się, a ja wprost nie mogę uwierzyć własnym oczom. Nigdy nie robiłam czegoś tak zwariowanego. -Chodź.- złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę ogromnego balonu. Pomógł mi wsiąść i po chwili oboje unosiliśmy się nad panoramą Las Vegas. Nad nami słychać było głośny odgłos dmuchawy, która napędzała balon. Wyjrzałam lekko zza barierkę i westchnęłam.
-Pięknie.- szepnęłam i uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie boisz się?- pyta zaskoczony Justin, a ja wzruszam ramionami.
-Trochę.- wtedy Bieber podchodzi do mnie i obejmując w pasie, kładzie brodę na ramieniu. Westchnęłam i wreszcie skupiłam się na wacie cukrowej. Oderwałam kawałek i zaczęłam ją jeść. Czułam się jak nastolatka, która jest na randce z największym szkolnym ciachem. Ah! Co zrobić? Christian nie zabierał mnie na takie randki. Z nim pojawiałam się służbowo. On preferował niespodzianki w sypialni. A Justin? Mimo tego całego "bycia biznesmenem", znajdował czas na to, aby być zwykłym facetem, zapraszającym kobietę na randkę. Mam mętlik w głowie, ale moje serce podpowiada mi tylko jedno imię. Kogo wybiorę?
____________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie pisałam długo, ponieważ miałam ferie + chciałam trochę odpocząć. Nie wiedziałam, jak sklecić rozdział, żeby miał sens. Usuwałam go jakoś 5 razy i pisałam od nowa... Mam nadzieję, że jednak i tak Wam się spodoba.
Dziękuję za to, że spełniliście mój "wymóg" (czyt. 15 komentarzy), więc zostawiam tą regułę i jeśli będzie pod tym rozdziałem 15 rozdziałów, to dodam kolejny. ;)
15 KOMENTARZY= ROZDZIAŁ 11.
Jak myślicie, kogo w końcu wybierze Carla? Piszcie w komentarzach. Buziaki, Claudia! ♥